pod kuchennym stołem trzymaliśmy koty, a łyżeczki do herbaty w ostatniej szufladzie komody, przewiązane sznurkiem.
miała na imię Nina. bała się pająków. opowiadała, że gdy śpimy, zakradają się do filiżanek i między ich brzegami ścielą sobie łóżka.
miałem na imię Piotr. wstawałem nad ranem i prosiłem pająki, aby wyszły pobiegać.
wstawaliśmy za wcześnie. centra handlowe nie zdążyły się jeszcze obudzić, a nad ulicami unosił się senny zapach orzechowej kawy. rozpoczynaliśmy rozmowę przed ostatnim łykiem, kilka minut przed wyjściem do pracy.
spotykaliśmy się w domu wieczorem. ona wkładała piżamę i rozpuszczała włosy, a ja całowałem jej ramiona. z jej loków dowiadywałem się jak bardzo poplątany był ten dzień i zadawałem dużo pytań.
w kuchni, otoczeni papierowymi ręcznikami i szczypiorkiem wychylającym się z wazonu, opowiadaliśmy sobie przygody, palcami kreśliliśmy po szybie dziewięć żyć kropel deszczu.
przyrządzaliśmy szpinak w każdej postaci. zapiekaliśmy jabłka w ciasto. Nina na smutki piła zieloną herbatę, a ja paliłem w piecu swoje wiersze
uwielbiam Cię i tak ogromnie się cieszę, że uprzyjemnię sobie najbliższe chwile Twymi słowami.
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuję Ci za to, co napisałeś, zaróżowiłaś moje policzki zupełnie tak, jakbyś miała na opuszki palców od bourjois. bardzo dziękuję
Usuńmieszkasz we Włoszech?
W marzenich tak.
OdpowiedzUsuń