czwartek, 30 maja 2013

notowałam czym się oparzyłam

pod kuchennym stołem trzymaliśmy koty, a łyżeczki do herbaty w ostatniej szufladzie komody, przewiązane sznurkiem.
miała na imię Nina. bała się pająków. opowiadała, że gdy śpimy, zakradają się do filiżanek i między ich brzegami ścielą sobie łóżka.
miałem na imię Piotr. wstawałem nad ranem i prosiłem pająki, aby wyszły pobiegać.
wstawaliśmy za wcześnie. centra handlowe nie zdążyły się jeszcze obudzić, a nad ulicami unosił się senny zapach orzechowej kawy. rozpoczynaliśmy rozmowę przed ostatnim łykiem, kilka minut przed wyjściem do pracy.
spotykaliśmy się w domu wieczorem. ona wkładała piżamę i rozpuszczała włosy, a ja całowałem jej ramiona. z jej loków dowiadywałem się jak bardzo poplątany był ten dzień i zadawałem dużo pytań.
w kuchni, otoczeni papierowymi ręcznikami i szczypiorkiem wychylającym się z wazonu, opowiadaliśmy sobie przygody, palcami kreśliliśmy po szybie dziewięć żyć kropel deszczu.
przyrządzaliśmy szpinak w każdej postaci. zapiekaliśmy jabłka w ciasto. Nina na smutki piła zieloną herbatę, a ja paliłem w piecu swoje wiersze